Albańskie doznania
W końcu nastał wyczekany dzień, kiedy mogliśmy się zmierzyć z albańskimi drogami. Nasza trasa została ustawiona w nawigacji, więc spokojnie mogliśmy jechać nie koncentrując się zbytnio na trasie. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że GPS pomiesza nam plany, ale o tym później…
Wjeżdżaliśmy do Albanii przejściem granicznym od strony Macedonii. Przyjazd do Albanii, to zmiana krajobrazu na bardziej górzysty. Widoki przepięknych gór Dynarskich to dla nas bajka. Zachwyt brał nad nami górę, więc co chwilę chcieliśmy się zatrzymać, aby je podziwiać i uwieczniać je na zdjęciach.
Nieświadomi niczego okazało się, że nasza nawigacja zrobiła nam psikusa i trochę się pogubiła. Po wielu kilometrach wspaniałych, krętych dróg zaprowadziła nas do mało przyjaznego miasta, jakim był Kukes. Dzieci z tego miasta były bardzo zainteresowane naszymi motocyklami i nami, nie pozwalały nam przejechać, ba! Nawet z ciekawości chciały łapać za nasze kierownice.
Czasem ktoś na nas splunął, później ktoś rzucił petardą. Wąskie uliczki i wszechobecny zdawałoby się chaos na ulicy jakoś współgrał ze wszystkim dookoła.
Pojawił się nawet pan policjant, który próbował wprowadzić ład i porządek.
Wjeżdżając do tego miasta byliśmy bardzo zmęczeni i głodni. Pot z czoła spływał, bo jak inaczej przy około 40 stopniach w pełnym asfaltu mieście. Chciał nie chciał trzeba było szukać dogodnego miejsca by odpocząć. Mimo niepowodzeń, nieprzychylnych spojrzeń udało się coś znaleźć.
Lokal był w miarę przyjazny. Usiedliśmy na powietrzu by mieć oko na nasze sprzęty. Zamówiliśmy i uśmiechnięci czekamy na obiad
W sumie każdy zamówił ten sam zestaw. Nasz posiłek wyglądał tak:
Zabawne było to, że oczekując na zamówienie widzieliśmy jak właściciel „restauracji” biega co chwile i przynosi a to sałatę, a to mięso i inne składniki naszego zamówienia. Pomyśleliśmy, że będziemy długo czekać na przygotowanie, ale przynajmniej będzie świeże.
Ostatecznie nie był to strzał w dziesiątkę ale jakoś dało się zjeść. Na szczęście odjechaliśmy cali i zdrowi, bez żadnych dolegliwości i z całymi motocyklami.
Wizyta w toalecie to widok dziury w ziemi. Dla nas Europejczyków to dość dziwne doświadczenie, ale do przeżycia.
Wizyta w tym mieście uświadomiła nam zagrożenia, na jakie moglibyśmy się natknąć nie będąc ostrożnym… Samo to, że każdy z nas zamówił na obiad tą samą potrawę było wielkim błędem… Kto wie co mogłoby się zdarzyć, gdybyśmy poczuli się wszyscy źle… Lepiej o tym nie myśleć.
Uświadomiliśmy sobie, że Albania nie jest tak otwarta na Europejczyków jak wyobrażaliśmy to sobie. Może to wynika z innej religii a może sposobu komunikowania się. Nie wiemy, ale pewne spojrzenia i gesty czy ton głosu były dla nas dość specyficzne.
Po wizycie w tym mieście postanowiliśmy jak najszybciej wracać do bardziej cywilizowanych miejsc, czyli do Czarnogóry. Ostatecznie wspomnienia z Albanii są dwojakie, z jednej strony wrogość tubylców z drugiej piękny kraj, zapierające dech w piersiach widoki, kilometry serpentyn wijących się w górach…. Bosko! Dodatkowym atutem jest brak komercjalizacji, a mała ilość samochodów pozwala cieszyć się swobodą jeżdżenia.
Jedno jest pewne, na pewno trzeba będzie tam wrócić by bardziej poznać to miejsce!