Gruzja cz. 2 – Shatili – mistyczne miejsce warte 100 km jazdy off-road
W miejscowości Zhinvali odbijamy z Gruzińskiej Drogi Wojennej i kierujemy się na północ do Shatili – maleńkiej wioski położonej przy granicy z Czeczenią.
Szutrowa droga z początku ostro idzie do góry, aby później na wyrównanej wysokości okrążyć piękny zalew z turkusową wodą (ten sam w którym dziesięć minut wcześniej mieliśmy przyjemność się kąpać, ale o tym w poprzednim tekście). Uroku dodają zalesione zielone zbocza gór schodzące bezpośrednio do wody.
Po minięciu zalewu średnio-szeroka szosa zaczyna być pokryta niskiej jakości asfaltem. Duża ilość dziur w nawierzchni świadczy o tym, że bardzo dawno nie przechodziła remontu. Jazda taką drogą nie należy do najprzyjemniejszych, wiec aby uniknąć uszkodzenia kół jedziemy dość wolno. Droga nie rozpieszcza, natomiast okolica jest bardzo ładna. Trasa biegnie wzdłuż rwącej rzeki Aragvi, która zasila zalew. Dookoła jest dużo zieleni a w oddali rozpościerające się szczyty gór.
Po kilkunastu kilometrach asfalt z dziurami zamienia się w szuter. Zmiana nawierzchni powoduje, że zatrzymujemy się by obniżyć poziom ciśnienia w kołach. Przejeżdżamy kolejne kilka kilometrów i kolejna zmiana nawierzchni – od teraz górska wąska droga z przepaścią po prawej stronie. Myślimy sobie, w końcu zaczyna się adventure!
Szlak sprawia wrażenie jakby miał tylko jeden pas ruchu, pełny jest ostrych zakrętów. Wygląda na to, że nasze opony Haidenau K60 Scout radzą sobie całkiem nieźle i dają tu radę, jedziemy dalej. Nie mijamy na swojej drodze nikogo, jesteśmy sami, czyli również zdani wyłącznie na siebie. Tylko my, droga i góry. Upał daje się we znaki, więc bardzo dużo przyjemności daje nam jazda przez strumienie, które przecinają szlak w poprzek. Mega frajda!
Od czasu do czasu spotykamy pasterzy z krowami i owcami pasącymi się na zielonych stokach gór. Nie unikamy również spotkania z psami pasterskimi, które zdaje się jakby były o wiele większe niż te u nas. Psy wykonują swoją pracę wzorowo i słysząc hałasujące motocykle, bez zastanowienia zrywają się w pogoń za nami. Na szczęście zawsze udawało nam się uciec przed nimi. Swoją drogą nawet nie chce się myśleć co taka bestia mogłaby zrobić z nogami, gdyby nas dogoniła…
Cały czas jedziemy ostro pod górę. Po przejechaniu ok. 70 km od zalewu w Zhinvali docieramy do Przełęczy Datvisjvari znajdującej się na wysokości 2.676 m.n.p.m. Tak wysoko jeszcze chyba jeszcze nigdy nie byliśmy na motocyklach! A już na pewno nie dotarliśmy po szutrze i kamieniach. Na przełęczy jest zimno, wieje wiatr i oczywiście rozpościera się przepiękny widok.
Od przełęczy jedziemy już tylko w dół. Im bliżej naszego celu, tym więcej zauważamy pojawiających się wież obronnych, z których słynie Gruzja. Wtapiają się one w piękne krajobrazy, tak jakby były tu od zawsze.
Po około 100 kilometrach jazdy krętymi górskimi drogami, docieramy na miejsce, czyli do Shatili (1.452 m.n.p.m.). To co widzimy robi na nas ogromne wrażenie. Nie możemy oderwać wzroku od dziwnej budowli, która wyłoniła się po drugiej stronie rzeki. Widzimy kompleks pochodzących z XII wieku, około 60 połączonych ze sobą wież obronnych. Wiedzieliśmy, że w Shatili spotkamy słynne wieże z kamienia, ale ich ilość oraz stan w jakim są zachowane przeszedł nasze oczekiwania.
Udajemy się tam, by przyjrzeć się im z bliska. Okazuje się, że większość wież to opuszczone puste pomieszczenia, na których widać i czuć upływ czasu. Tworzą one niesamowitą budowlę opartą o stok pasma górskiego. Z pomieszczeń wychodzą drewniane, zniszczone balkony na które strach wejść, bo mogą się zawalić.
Ciekawe jest to, że niektóre kamienie w ścianach zdobione są tajemniczymi wyrytymi napisami. Są to trudne do rozszyfrowania rysunki oraz figury geometryczne.
Całość wygląda na zwartą, zjawiskową twierdzę. Z uwagi na funkcję obronną, jaką Shatili miała spełniać, zbudowano ją przy rzece Argun, natomiast od tyłu Shatili zabezpieczają stoki pobliskiego pasma górskiego.
Co ciekawe, niektóre z wież nadal są zamieszkałe przez tubylców, a część z nich zagospodarowana jest jako guesthouse. Przechodząc mijamy w oddali mnicha i jego psa, przysiadamy na hamaku i zastanawiamy się, jak to możliwe by mieszkać w tak starych budynkach… Chyba tylko dla odważnych i ceniących sobie samotność, ponieważ do najbliższej miejscowości jest 100 km (!)
Zatrzymujemy się u podnóży wież, gdzie bez problemu rozbijamy namioty na łące. Opłatę za nocleg pobiera bardzo miła pani, która lato spędza w domku wybudowanym naprzeciwko wież, a przez resztę roku mieszka w Tibilisi gdzie naucza literatury na Uniwersytecie (!). Koszt noclegu pod namiotem, to zaledwie 5 lari od osoby (ok. 9 zł) . Dostępna jest tu również łazienka z bieżącą wodą, zadaszona altanka ze stołem i ławami oraz miejsce na rozpalenie ogniska.
Noc spędzamy w bardzo klimatycznym miejscu. Dookoła nas wznoszą się zielone góry, słyszymy szum wartkiej górskiej rzeki przepływającej kilka metrów dalej, a kamienne wieże to wszystko obserwują – już od przeszło 900 lat. Jest to z pewnością najbardziej mistyczne i jedno z najpiękniejszych miejsc, które kiedykolwiek widzieliśmy.
Niestety (a może raczej na szczęście) pomimo piękna tego miejsca, jest ono bardzo rzadko odwiedzane. Powodem jest zbyt duża odległość od Tbilisi jak również brak dobrego dojazdu do wioski. Bardzo dużą zaletą jest wciąż brak komercjalizacji. Takie miejsca zbliżają nas do natury, dają szansę odpocząć od drogi i zgiełku miast. Obcowanie z naturą jak również zwiedzenie twierdzy to niezapomniana przygoda, która zostanie w naszej pamięci na długo.
Po nocy spędzonej w Shatili, wracamy tą samą trasą (innej nie ma). Mimo pogodnego poranka na przełęczy Datvisjvari zastaje nas deszcz i gęsta mgła. Niezależnie od tych przeciwności udaje nam się bezpiecznie wrócić. Jesteśmy z siebie bardzo dumni ponieważ przez 2 ostatnie dni, (dzięki 200 górskim km na tej trasie) nasze umiejętności off-road’owe wzrosły kilkukrotnie.
Dalej jedziemy się w kierunku Omalo, czyli kolejnego obowiązkowego punktu w Gruzji, ale o tym w kolejnej części…
#jazdadalej
Miejsce bardzo ciekawe, wieże obronne super, zbudowane z płaskiego kamienia , motocykle w swoim środowisku.
Nature and Adventure.
Ps. Zauważyliście może jakieś istotne kwestie związane z oddychaniem przy poruszaniu się motocyklami powyżej 2000 m n.p.m.?
Cześć Pit,
Powyżej 2.000 m.n.p.m organizmy w miarę sprawnych ludzi nie maja problemów. Bardziej podejrzewałbym o to motocykle ponieważ przez obniżone ciśnienie obniża się również temperatura wrzenia płynu chłodniczego. Z tym jednak nie mieliśmy żadnych problemów. O zadyszkach można mówić dopiero o okolicach 3.000 m.n.p.m. Dużo jeździmy na nartach w Alpach i temat jest nam bliski. Prawdziwie problemy pojawiają się powyżej 4.000 m.n.p.m., ale to już Pamir albo Ameryka Południowa…
Cześć Wam
Ja akurat na nartach jeszcze nie miałem okazji nauczyć się jeździć. Dlatego też powyżej 2000 m n.p.m. raczej nie bywam. Stąd moje pytanie. Natomiast aktywność na zewnątrz w zimie dotychczas na płaskim terenie czyli lodowisko.
W nawiązaniu do filmiku z Mazur Macie w planie umieszczenie jakiejś kompilacji audio &video z tej wyprawy?
Jeśli tak to może podrzucę pomysł dodania regionalnej muzyki , oczywiście komponującej się z całością.
Cześć Wam
Chętnie bym zapoznał się z kolejną częścią z relacji z wyprawy…
Zapracowani czy w nowej trasie?
Pozdrawiam
Jesteśmy aktualnie w Theth w Albanii. Postaramy się uzupełnić wątek kaukaski bo było jeszcze wiele przygód i ciekawych miejsc