Kierunek Indie – przystanek Dubaj
Indie były moim marzeniem od dłuższego czasu, ale jakoś nigdy nie było po drodze by się tam wybrać. Wymówką był albo za krótki urlop, albo za daleko, czy za drogo itd. Jednak w marcu tego roku spełniło się moje marzenie – wyjechałyśmy do Indii.
Szukając pomysłu na wyjazd miałyśmy w głowach trochę bliższe, ciepłe regiony, tak by po długiej zimie złapać trochę promieni słonecznych przed nadchodzącą wiosną. Na podjęcie ostatecznej decyzji miała wpływ jedna uroczystość, która miała się odbyć w tym czasie w Indiach. To własnie to wydarzenie zachęciło nas by przedłużyć urlop i zrealizować swoje marzenia o Indiach. Ale o tym może później, teraz zacznijmy od początku.
Jako, że miałyśmy tylko 10 dni na wyjazd, więc rozpoczęłyśmy szczegółowe spisywanie harmonogramu wyjazdu. Dzień po dniu, godzina po godzinie, tak by wykorzystać każdą chwilę w 100%. Podczas planowania zauważyłyśmy bardzo fajną opcję, a mianowicie, że do Indii można lecieć przez Dubaj. I tu właśnie zaświtało nam w głowach, że jakby tu nie skorzystać z okazji i po drodze nie zwiedzić jednego z najnowocześniejszych miast w Zjednoczonych Emiratach Arabskich? My Polacy nie potrzebujemy tam wizy, więc jak pomyślałyśmy, tak zrobiłyśmy.
Przystanek Dubaj
Ja wylatuję z Warszawy i docieram do Frankfurtu, skąd wieczorem mamy wspólny lot do Dubaju. Spośród kilku przewoźników zdecydowałyśmy się na linie Emirates i szczerze powiedziawszy nie żałujemy. Wsiadając do ogromnego samolotu (dwupoziomowego!) wita nas uśmiechnięta obsługa. Sama maszyna sprawia wrażenie bardzo bezpiecznej i wygodnej. Lecąc tymi liniami można liczyć na miłą obsługę, kocyk, pyszny posiłek, przekąski, napoje do woli, w tym alkohol nie wspominając o najnowszych filmach i serialach, które można oglądać. Wszystko to sprawia, że podróż mija dość szybko i przyjemnie.
Noc minęła bardzo szybko i kolejnego dnia rano lądujemy w Dubaju. Już samo lotnisko robi na nas ogromne wrażenie. Jego wielkość, architektura odbiegają znacznie od naszych europejskich budynków, bo gdzie na lotnisku znajdziemy ogromne, żywe palmy wewnątrz budynku?
Po przejściu bramek kontrolnych kierujemy się w stronę taksówek. Wychodząc z lotniska uderza nas fala gorąca. Jest początek marca, w Polsce temperatura nie rozpieszcza więc to dla nas bardzo miła odmiana.
Mamy niewiele czasu, więc zaraz po wyjściu z lotniska decydujemy się na taksówkę i kierujemy się w stronę centrum miasta.
Ważną rzeczą przed wejściem do taksówki jest to, żeby ustalić cenę kursu. Jeśli tego nie zrobisz, możesz liczyć się z tym, że zapłacisz cenę z kosmosu, ponieważ nie we wszystkich taksówkach są taksometry.
Jaka waluta? W Dubaju płaci się walutą dirham ZEA (Zjednoczone Emiraty Arabskie), ale nie ma problemu by rozliczać się w Euro.
Pani taksówkarz, tak zgadza się jedziemy z kobietą, zawozi nas w miejsca które chcemy zobaczyć. Nasza taksówka to chyba najnowszej klasy Lexus, z resztą starego samochodu raczej nie zobaczysz w Dubaju.
Pierwszy na liście jest najbardziej luksusowy hotel świata Burj Al Arab. Budynek znajduje się na sztucznej wyspie i stanowi część kompleksu przy Zatoce Perskiej. Możemy go podziwiać jedynie z zewnątrz, bo podobno by wejść do środka trzeba zarezerwować pokój lub stolik w restauracji. My nie miałyśmy na to czasu no i może pieniędzy ;). Sam hotel z zewnątrz robi ogromne wrażenie. Jego konstrukcja przypomina kształtem żagiel. Ma 321 m wysokości, co czyni go najwyższym budynkiem świata niezawierającym pomieszczeń biurowych oraz najwyższym budynkiem hotelowym świata.
Kolejnym naszym punktem są Palmowe Wyspy, które chcemy zobaczyć. I tu rozczarowanie. Niestety, okazuje się, że palmowe wyspy pięknie wyglądają z lotu ptaka, natomiast na ziemi nie widzi się tego kształtu. To że jesteśmy na wyspie w kształcie palmy przypominają znaki przy drodze i grafiti na ścianach tuneli. Jest to po prostu tak ogromy kompleks, że czujemy się jak byśmy jechały wzdłuż zwykłej promenady. To nie znaczy, że nie robi ona wrażenia bo jest piękna, tylko czułyśmy taki niedosyt bo nie sądziłyśmy, że są one położone na tak dużym obszarze.
Taksówka zawozi nas do centrum, gdzie rozliczamy się z panią taksówkarz i resztę dnia spędzamy na nogach. Jest piątek, więc z trudem znajdujemy otwartą restaurację, by móc zjeść śniadanie. Dlaczego tak jest? Okazuje się, że piątki w Dubaju są wolne od pracy, natomiast niedziela jest pracująca.
Znajdujemy w końcu restaurację i jemy śniadanie z widokiem na najwyższy budynek świata Burj Khalifa.
Jako, że mamy jeszcze trochę czasu do naszego głównego punktu zwiedzania decydujemy się na spacer po okolicy. Jest bardzo gorąco, nie widzimy zbyt wielu ludzi na ulicach, za to dużo samochodów, bardzo drogich samochodów. Nasza taksówka to był najnowszej klasy Lexus, więc można sobie wyobrazić czym jeżdżą mieszkańcy Dubaju. Widzimy wieżowiec obok wieżowca, jeden wyższy od drugiego. Wszystko jest tu zaplanowane i nic nie buduje się przypadkiem. Budynki są w podobnym klimacie, wszystko jasne, błękitne, nowoczesne.
Sztuczny zbiornik wodny w centrum miasta ma wręcz turkusową wodę. Natomiast zieleń jest tak soczyście zielona, że aż wydaje się że nie jest prawdziwa. Ale jest – sprawdzałyśmy 🙂 Wszystko tu wydaje się być największe, najnowsze i najładniejsze. Robi to na nas kolosalne wrażenie.
Nie były byśmy sobą gdybyśmy nie poszły do największego na świecie centrum handlowego – Dubai Mall. Budynek ma 112,4 ha powierzchni, a na jego terenie znajduje się ponad 1,2 tys. sklepów oraz 120 kawiarni i restauracji. Wewnątrz obiektu znajduje się duża liczba sal kinowych oraz gigantyczne oceanarium.
Kupić można tu chyba wszytko. Czasu nie mamy zbyt wiele, bo na konkretną godzinę mamy zaplanowany wjazd na najwyższy budynek świata Burj Khalifa.
To co warto zrobić przed wyjazdem do Dubaju to na pewno kupić wcześniej bilet do tego budynku. My tak zrobiłyśmy, przez co uniknęłyśmy stania w ogromnej kolejce. Jeśli wcześniej kupi się bilety to są one również tańsze niż na miejscu. My zapłaciłyśmy około 150 zł/os, a na miejscu kosztuje to znacznie więcej.
Kolejki są tak naprawdę dwuetapowe. Pierwsza przez bramkę do zakupu biletu, druga do windy. Sam przejazd windą to ciekawe przeżycie, ponieważ 124 piętra pokonuje ona w niecałą minutę! To jest dla nas szok.
Dodatkowo spodziewałyśmy się, że przy zatrzymaniu wnętrzności podejdą nam do gardła i zrobi nam się niedobrze, ale nic z tych rzeczy. Jest to już chyba taka technologia, że nie czuje się tego że jedzie się windą. Wychodzimy z windy i to co widzimy robi na nas ogromne wrażenie. Taras widokowy z budynku, który ma wysokość 828 m to jest coś! Wszystko jest takie piękne błękitne, aż ciężko to opisać. Zdjęcia chyba najlepiej pokażą to co widziałyśmy.
Na górze najwyższego budynku świata spędzamy około dwie godziny. Decydujemy się na powrót na lotnisko (terminal 2) metrem, które ma bezpośrednie połączenie z centrum. Koszt biletu to 8 AED czyli okolo 8 zł.
Pobyt w ZEA był krótki ale intensywny, żegnamy się z Dubajem i lecimy do Indii, które są celem naszej podróży. Lot do Bombaju trwa około 2 godziny, ale mijamy kolejną strefę czasową, więc podróż na zegarku trwa 4 h. Godzina 20:00 jesteśmy w Mombaju.