Przez Rosję na Kaukaz – największe kontrasty
Nasza wyprawa liczyła 10.000 km i trwała prawie 4 tygodnie. W tym czasie przejechaliśmy 15 państw i republik. Najwięcej zaskoczyło nas już na samym początku, jeszcze zanim dotarliśmy do celu, czyli na Kaukaz. W kilku punktach postanowiliśmy się tym podzielić
1. Granica z Białorusią (czyt. Federacją Rosyjską)
O przekraczaniu tej granicy od nikogo nie słyszeliśmy niczego dobrego. Że długo, że same problemy, że dramat. My na granicę podjechaliśmy przed południem. Fakt, była kolejka samochodów, ale jedziemy na motocyklach więc omijamy wszystkie kolejki i zawsze podjeżdżamy bezpośrednio pod szlaban. Mijamy kilkanaście samochodów. Podjeżdżamy pod pierwszą kontrolę paszportów, następnie omijamy kolejne dwadzieścia samochodów i tak pod kolejne. Nikt na nas nie trąbi, nikt nie ma nic przeciwko. Najdłużej trwał ostatni etap tzn. formalności związane z wypisaniem dokumentów celnych, ale to temat na oddzielny wpis. W sumie procedura przejścia granicznego trwała około dwóch godzin. Dla nas, przyzwyczajonych do przekraczania granic w Unii Europejskiej bez kontroli, był to dość długi czas, ale nie był to dramat.
Welcome to RF (Russian Federation)!
2. Na Białorusi jak w Polsce
Białoruś traktowaliśmy wyłącznie tranzytowo jadąc z Brześcia główną trasą na Moskwę przez Mińsk. Prowadzi tam międzynarodowa droga E30 – jedna z niewielu dwupasmowych ekspresówek. Ogólne wrażenia z jazdy na motocyklach mamy takie, że w kwestii krajobrazu Białoruś nie różni się znacznie od Polski na Mazowszu lub Podlasiu. Wzdłuż całej drogi rozciągają się na przemian pola obsiane zbożem i gęste zielone lasy. Zarówno pola jak i lasy są większe i jest ich więcej niż w Polsce.
Wieczorem przed granicą z Rosją zjeżdżamy motocyklami w jedną z polnych dróg i szukamy miejsca na nocleg. Znajdujemy miły zagajnik nocujemy pod namiotem „na dziko”. Przeżywamy pierwszą noc – będzie dobrze!
3. Granica z Rosją
Kolejne dni w naszej podróży motocyklami to przejazd przez granicę z Rosją, która ku naszemu zaskoczeniu wygląda tak jak przejazd między państwami w Unii Europejskiej, czyli bez zatrzymywania się. Trochę nas to zdezorientowało, ponieważ nie tego spodziewaliśmy się. Zastanawialiśmy się nawet czy nie zawrócić motocykli na granicę po chociażby jakiś stempel potwierdzający przekroczenie granicy, ale odpuściliśmy – jak się później okazało słusznie, ponieważ przy wyjeździe nikt nas nie pytał jak tu wjechaliśmy.
4. Niezmierzona przestrzeń
Rosja (Россия), to naprawdę ogromny kraj, wystarczy spojrzeć na mapę, ale nie o taką wielkość nam chodzi. W Rosji wszystko jest wielkie i bardzo przestronne. Odczuwa się na każdym kroku. Tu pola ciągną się po horyzont przez dziesiątki kilometrów. Mamy wrażenie, że nigdy się nie skończą. Lasy również rozprzestrzeniają się na o wiele większych obszarach niż w Polsce czy na Białorusi, przez którą jeszcze dzień wcześniej jechaliśmy. Międzymiastowe drogi są proste i nie mają zakrętów. Miasta i wioski oddalone są od siebie o kilkadziesiąt kilometrów. Jednym słowem wszędzie jest daleko.
5. Drogi i kultura jazdy
O rosyjskich drogach jest wiele mitów dotyczących ich stanu oraz zwyczajach na nich panujących. Jadąc tam byliśmy przygotowani na najgorsze. Mieliśmy opony terenowe i zasadę ograniczonego zaufania ustawioną na maksimum. Prawda jest jednak taka, że w Rosji drogi są, i to wcale nie takie złe. Owszem są różne, i przeważają te jednopasmowe ale są. Napotykamy bardzo dużo remontów, gdzie ograniczenia prędkości są do 70, 50 i 30 km/h, ale to świadczy jedynie o tym, że w tym samym miejscu za kilka tygodni będzie biegła jeszcze lepsza droga, często szersza niż dotychczasowa. Praktycznie zawsze miejsca pod drogi były przygotowane w taki sposób, aby w przyszłości mogła tędy biec autostrada – świadczy o tym mocno oddalona linia drzew. Przez ponad 2.500 km które przejechaliśmy przez Rosję nie doświadczyliśmy żadnej niebezpiecznej sytuacji, która mogłaby nam zagrażać, jak wymuszenie pierwszeństwa, skręcanie bez sygnalizacji, czy niebezpieczne wyprzedzanie z naprzeciwka. Raz zdarzyło się nam, że międzynarodowa droga nagle zniknęła, ale o tym później.
6. Stare ale jare
Rosja to aktywne muzeum motoryzacji. Samochody, pojazdy i maszyny, które w Europie już dawno zostałyby przerobione na żyletki tam wciąż są żywe, jeżdżą i pracują każdego dnia. Na drogach mijamy dużo starych zielonych Kamazów i Ład, które przypominają nam minioną epokę. Niektóre sprzęty robią ogromne wrażenie.
7. Zmieniający się krajobraz
Im dalej na południe, tym krajobraz zmienia się z zielonego na coraz bardziej stepowy. Jest coraz wyższa temperatura, powietrze staje się suche, a w niektórych miejscach bardziej wieje wiatr. Zmianę obserwujemy praktycznie na przestrzeni dwóch dni. Poruszamy się z północy na południe. Te odczucia podczas jazdy na motocyklu są dużo silniejsze niż gdybyśmy podróżowali samochodem z klimatyzacją. Jednego dnia jedziemy przez bardzo żyzne zielone tereny z mnóstwem pól uprawnych, a następnego przez nieurodzajny step i krajobraz niczym z filmu o dzikim zachodzie. Jadąc wzdłuż rzeki Wołgi widzimy jak wielki wpływ ma ona na lokalny ekosystem i ile zawdzięczają jej pobliskie pola uprawne.
8. Krócej nie znaczy szybciej
Przemierzając południe Rosji w kierunku Dagestanu wybieramy drogę, którą podpowiada Google Maps, będącą jednocześnie najkrótszą opcją. Nie jest to droga, którą podpowiadały nasze motocyklowe nawigacje, jednak widząc na mapie międzynarodową drogę oznaczoną E119 ułożoną południkowo decydujemy się na nią. Ku naszemu zaskoczeniu, droga ta w pewnym momencie zamieniła się w plac budowy, a za kolejne kilkaset metrów przybiera postać pustyni z głębokim piaskiem. Robi się niebezpiecznie. Mocno wyładowane motocykle, żar lejący się z nieba, brak zasięgu telefonu komórkowego bo przecież jesteśmy na pustyni – postanowiliśmy zawrócić. Obraliśmy drogę zalecaną przez drogowskazy, która finalnie okazała się o 150 (tak, sto pięćdziesiąt) km dłuższa! To była dla nas ogromna nauczka aby częściej dopytywać lokalne osoby o drogę i potwierdzać.
9. Wewnętrzne granice „Rosji”
O ile bez problemu wjechaliśmy na terytorium Rosji z Białorusi (pkt 3 powyżej), to zupełnie inaczej wygląda przekraczanie pozostałych wewnętrznych granic Federacji Rosyjskiej. Jadąc do Gruzji przejeżdżamy przez Dagestan, Czeczenię, Inguszetię oraz Osetię Północną. Są to autonomiczne republiki wchodzące w skład Federacji Rosyjskiej. Autonomiczne więc mają swoje granice, prawo i rząd. Nie spodziewaliśmy się, że po wjechaniu na teren „Rosji” – poprawnie „Federacji Rosyjskiej” będziemy jeszcze przekraczać jakieś granice i być poddawani kontrolom i rejestracji aż do granicy z Gruzją. Nas podróżników obejmuje jedna „rosyjska” wiza, jednak faktycznie przemierzamy kilka prawdziwych granic, z których jedne są bardziej a inne mniej strzeżone przez bardziej lub mniej uśmiechniętych celników i żołnierzy. Każda z tych republik różni się od siebie bardzo i jest zamieszkała przez inną etnicznie ludność, ale to temat na kolejny dużo obszerniejszy wątek…
10. Uśmiech
Przejeżdżając motocyklami przez wszystkie południowe republiki Federacji Rosyjskiej widzimy bardzo różne obrazy. W oczy bije bieda (no może poza pewnymi wyjątkami w Czeczeni, ale to inna bajka). Ulicami jeżdżą stare samochody, a w miasteczkach panuje nieład, ruch, kurz. Pomimo tego obrazu, wszyscy są mili, uśmiechnięci, i bez złośliwych uwag pozdrawiali nas podniesieniem ręki. Przystanek po zakup soczystych owoców, to nie 5 minut, a co najmniej półgodzinny postój. Trzeba odpowiedzieć na pytania tubylców, uścisnąć dłoń i oczywiście zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie (często tubylcy sami chcą się z nami fotografować). To samo dotyczy milicji, o czym kilkukrotnie mogliśmy się przekonać będąc eskortowanymi przez miasto na sygnale(!). Uśmiech, życzliwość i chęć pomocy spotykała nas na każdym kroku. Było to największe zaskoczenie i jednocześnie najgłębszy kontrast w porównaniu do wrażeń z Europy.
#jazdaDalej
Relacja ciekawa. Czyli RF to nie do końca tylko stan umysłu.
Chyba z uwagi na fakt, że dawno nie wybierałem się poza granicę PL to apetyt podróży w nieznane rośnie.
W połączeniu ze środkiem transportu jakim jest motocykl, którym jazda zapewnia poczucie wolności i możliwość bliższego spotkania z naturą, nie zapominając o przyjemności z jazdy! sprawia, że ta forma zwiedzania/poznawania innych krajów w tym ich społeczności, kultur, różnorodnych terenów pozwala na oderwanie się od tzw. rzeczywistości i przemierzenie wielu km w nieznane w całkiem rozsądnym przedziale czasowym.
Nie wiem czy to już jest Wasza pełna wersja relacji ze Wschodu, ? Jednak dodanie takich informacji dotyczących regionalnego jedzenia, miejsc które warto zobaczyć, cen/jakości paliwa (jak to miało miejsce w przypadku relacji z poprzednich podróży) byłoby doskonałym uzupełnieniem.
Ciekawy jestem również czy pogoda była w miarę stabilna w przeciągu całej wyprawy, czy też były jakieś niespodzianki. Dla mnie osobiście jeszcze dodatkową informacją byłaby wzmianka jak sprawowały się motocykle przez te 10 000km.
Ps. Łady w PL już rzadko się spotyka, kamazy jeszcze występują ale Ził już robi wrażenie… a pewnie jego spalanie jeszcze bardziej :).
Pozdrawiam
Dzięki Pit!
Mamy dokładnie taką samą opinię o podróżowaniu motocyklem jak Ty.
Ten tekst jest dopiero pierwszym z serii, które chcemy napisać o podróży na Kaukaz, na którym spędziliśmy trochę czasu. W planie Gruzja, Armenia i Azerbejdżan – Górski Karabach.
Postaramy się poruszyć w naszych tekstach wszystko o czym wspominasz. W ogóle wszelkie komentarze są bardzo mile widziane, więc jeśli będziesz miał jakieś pytania to śmiało pisz.
Na szybko odpowiemy tylko, że przez te 10.000 km nie mieliśmy najmniejszego problemu z motocyklami.
Cześć Wam
Ja właśnie po przypadkowym natrafieniu i zapoznaniu się z informacjami na Waszym blogu podobnie to odebrałem.
Jako, że zawsze interesowała mnie ta bardziej czynna/aktywna strona (real), to muszę przyznać, że blog (Internet) jest też jakąś namiastką, gdy z różnych powodów w danym okresie czasu ta aktywność jest bardzo ograniczona. Tak w skrócie Wasz blog jest pierwszym w którym się udzielam i po zachęcających wpisach… zamierzam to robić dalej.
Wracając do tematu ostatniej wyprawy to po przeczytaniu poprzednich relacji coś mi mówiło, że co do Wschodu cdn.
Gruzja, Armenia i Azerbejdżan – Górski Karabach brzmi równie dobrze.
Ciekaw jestem też czy miedzy takimi ambitniejszymi podróżami wybieracie się często w takie weekendowe wojaże po Polsce (np. opisane kiedyś Mazury)?.
Cześć,
Oczywiście, że w miedzy czasie jeździmy również po Polsce. Prawie każdy weekend spędzamy gdzieś na motocyklu. Pozostaje tylko znaleźć czas kiedy to wszystko opisać. Będziemy starali się to robić. Tak, jak w przypadku tego tekstu
– „Pozostaje tylko znaleźć czas kiedy to wszystko opisać”…
Tym bardziej dla Was duży PLUS za znalezienie tego czasu i oczywiście chęci za czynny udział i mam nadzieję wymianę opinii, spostrzeżeń, doświadczeń, dobrych rad na temat ogólnie pojętej zagraniczno-regionalnej, regionalno-zagranicznej turystyki motocyklowej.